Mleko się rozlało - Piwniczna 2014
Źródło: Tomek Musioł
30 Sep 2014 08:45
tagi:
Piwniczna, MTB Marathon
RSS Wyślij e-mail Drukuj
13 września miała miejsce kolejna odsłona Volvo MTB Maraton. Organizator zapewniał, że jest to najcięższa fizycznie trasa w całym cyklu, zmagania w Piwnicznej odbywały się w towarzystwie zapierających dech w piersiach podjazdów i pienińskich widoków.

Do tego startu przygotowania były specjalne: więcej treningów w górach, sporo odpoczynku, jednym słowem - wszystko domknięte na ostatni guzik.
Poranek przywitał nas stosunkowo wysoką temperaturą, jednak z przelotnymi opadami deszczu. Trasa zapowiadała się więc na śliską i mokrą.

opis

Start i od razu pod górę. Początek po asfalcie, płytach, po to by w końcu wjechać w prawdziwy teren. Blisko 5km podjazd od początku mógł dawać się we znaki. Jednak dzisiaj nie mnie! Czułem się bardzo dobrze od samego początku. Swoim tempem na szczyt wjechałem na +- 30-40 pozycji open. To był dobry początek wyścigu. O dziwo nawet na zjazdach nie traciłem wiele! Jednak wszystko miało i tym razem swój kres. Na pierwszym zjeździe w bardziej technicznym odcinku ląduję na prawej stronie ścieżki... po paru minutach przelatuje obok mnie,niczym odrzutowiec, Rafał. Później nadrabiam do Niego na drugim, najdłuższym tego dnia, podjeździe. Czułem się tam wręcz znakomicie. Cały podjazd jechałem z blatu, a ludzie których wyprzedzałem nie mogli się nadziwić.

opis
Skoro było w górę to i musi być w dół... i tu zakończył się dobry wyścig. W połowie zjazdu, bardzo szybkiego, szutrowego, oberwałem mlekiem po twarzy. Zatrzymałem się, dopompowałem i jadę dalej... po jakiś 500m słyszę znowu jeden wielki syk z przodu. Znowu postój, spoglądam co i jak... rozcięta opona!!! Kilka niecenzuralnych słów i myśl: „co dalej ?” Doczłapuję się w dół, do asfaltu, nie zatrzymując się biegnę cały czas, z myślą „może na bufecie coś pomogą”. Nagle przejeżdża obok mnie Artur, później Aga, w którą... przez moment miałem ochotę rzucić bidonem :)

Dojechałem i dobiegłem do bufetu, na którym dowiedziałem się, że do mety daleko, a obsługa może mnie zabrać po 19 wieczorem dopiero. Nabrałem więc, co się dało do kieszonek i z buta. Najpierw Macul mnie mija, chciał pomóc, później jeszcze kilku innych. Na asfaltowych i szutrowych fragmentach jechałem. Mogłem dzięki tej całej sytuacji podziwiać te fantastyczne widoki, które były rekompensatą wszystkiego. Trasa się strasznie dłuży... brakowało chyba tylko żeby mnie baba z kartoflami zaczęła wyprzedzać. Na szczęście miałem towarzyszkę, która jechała w tempie mojego spaceru z rowerem. Najważniejsze jednak jest to, że urody była nieprzeciętnej, więc chętnie rozmawiałem na podjazdach, wymieniałem opinie i przynajmniej ktoś tego dnia się uśmiechał.

opis

Nadeszła chwila ostatniego podjazdu i wypłaszczenia za nim, prowadzącego do mety. Nagle mija mnie Mirek od którego słyszę: „Gomol mów coś, bo nam się już nudzi”. Po czym dodaje: „Sufa z Darkiem nadciągają”. Pomyślałem sobie „Boże, to już aż tak źle dzisiaj jest”. W końcu... wyprzedzili mnie wszyscy. Zarówno z teamu jak i z całego dystansu. Co prawda ostatni nie byłem, ale metę przebiegłem z rowerem na plecach, z bolącymi nogami, po 15km biegu.

Wyścig potworny, do dzisiaj bolą mnie nogi na samą myśl, a cały cykl... cóż generalka odpłynęła całkowicie w tym roku.

opis

opis

Komentarze:
Tego artykułu jeszcze nikt nie skomentował.
Bądź pierwszy!
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby skomentować ten artykuł.
Jeżeli nie posiadasz konta, zarejestruj się i w pełni korzystaj z usług serwisu.
Grupa Kolarska
Gomola Trans Airco
Get the Flash Player to see this rotator.
Wirtualne360
Gomola Trans Airco
Panorama 360, Gomola Trans Airco  - Team MTB

Najpopularniejsze artykuły
Subskrypcja
Promuj serwis LoveBikes.pl
RSS Wyślij e-mail Facebook Śledzik Gadu-Gadu Twitter Blip Buzz Wykop



Polecamy
Wejdź i zobacz!
Wspieramy:
MTB Marathon MTB Trophy MTB Challenge
© 2012-2016 Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie zawartości serwisu zabronione.
All right’s reserved.